wtorek, 19 kwietnia 2011

Opowiadanie

Na pustyni było przenikliwie zimno. Cały szczęście, Milthavandriel i jego kompan byli szczelnie okryci elfimi szatami. Patrzyli w milczeniu na smętnie wyglądające pobojowisko. Mimo, że od masakry minął już ponad jeden dzień, to wciąż w powietrzu wyczuwało się szczypiącą aurę magii. Elf wreszcie śpiewnie zagaił:
- Co za życie! I gdzie nasi niewolnicy? A ja temu niegodziwcowi jeszcze dałem shershefu!
Jego towarzysz pogłaskał crodla po pysku:
- No, ale nie wrócimy z niczym. Samo siodło powinno zrekompensować tę stratę.
Elfy zarechotały i zaczęły oddalać się od wypełnionego popiołem obozu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz